Translate

wtorek, 15 września 2015

Catherine



Co to za samochód? Co to za ludzie?
Piękna toyota przed domem i elegancie kobiety w środku czekające na fathera to niecodzienny widok.
– Hello.
– Hello.
– Proszę wejdźcie. W czym mogę Wam pomóc?
– Jestem Pani X, to Pani Y, a ta trzecia Pani śniła o Tobie?
– Co proszę???

Mrs Catherine, nie pamiętam nazwiska

– Father, przyjechałyśmy z pewną sprawą… Pani Catherina miała sen. W tym śnie widziała księdza. Pytałyśmy, kto to może być i ludzie powiedzieli, że podobny ksiądz jest w Mpanshy. Więc przyjechałyśmy z Lusaki żeby cię zobaczyć.
– I co, to byłem ja?
– Tak, to ty.

Wyobrażacie sobie, jak bardzo musiałem się powstrzymywać, żeby się nie śmiać w głos?

– Z jakiej parafii jesteście?
– Nie jesteśmy katoliczkami. Jesteśmy z Kościoła Zesłania Ducha Świętego.
– Zatem… jak mogę Wam pomóc?
– Może wytłumaczysz nam ten sen?
– Mówiłem coś? A może zrobiłem coś niezwykłego?
– Nic nie powiedziałeś, stałeś tylko… I odkryłyśmy w tym miejscu złoża kolorowych kamieni. Wyglądają jak srebro i złoto. Mamy kilka tych kamieni dla Ciebie…

Śmiech powstrzymywałem, ale ani na chwilę nie mogłem przestać się uśmiechać. Jakby nie było, wreszcie jakaś kobieta o mnie śniła!

– Zapytam kogoś. Może te kamienie mają dużą wartość. Jeśli będziecie bogate, to chwała Panu.
– Alleluja, Amen! – krzyknęły jednocześnie kobiety.
Nie, żeby dla zabawy, ale chciałem sprawdzić, czy jeszcze raz to zadziała, więc powiedziałem:
– Jeśli będziecie bogate, będę się cieszył razem z wami. I… chwała Panu!
– Amen, Amen, Alleluja!
– Niech was Bóg błogosławi!
– Amen! Dziękujemy! W takim razie chyba już pojedziemy.
Też miałem krzyknąć ALLELUJA, jednak spokojnie – jak na katolickiego księdza przystało – powiedziałem muyende bwino… szcześliwej podróży.

Pani Catherine to przykład jednego z tysiąca absurdów w Zambii. Biedna Afryka… a ktoś jedzie 200 km, żeby zapytać, czy mogę wytłumaczyć jego sen (chyba, że chcą mnie porwać i to był tylko wstęp do niezłej historii).

Niedawno pewna kobieta szła kilkadziesiąt kilometrów do szpitala, żeby urodzić. Urodziła po drodze, tylko że dziecko nie żyło. Pochowała więc dziecko w buszu i wróciła do wioski.
A w Lusace przed największym sklepem parking, jakiego nie ujrzysz w Europie. Właściwie nie parking, ale samochody. Znaczna większość to Land Cruisery za 50 tys. dolarów, lub toyoty z napędem na 4 koła. Jedyne 30-40 tys. dolarów. Zapewne więcej niż połowa to pomoc z przeróżnych organizacji.
Absurd.
Facet zakłada garnitur i kalosze. Wychodzi na środek kościoła czytać czytanie i jest dumny z tego, jak pięknie wygląda.

Obok pięknych samochodów są i takie, że chce się wyjąć aparat i robić zdjęcia z podziwem, że coś takiego jeszcze jeździ. A policja mnie zatrzymuje i sprawdza, czy mam trójkąty odblaskowe, albo chcą mi dać mandat, bo migacz nie działa.

Na ulicy stragany, tysiące ludzi, tysiące śmieci. A parkingowy chodzi i zakłada blokady jeśli ktoś krzywo zaparkował.

Wjechałem na parking bramą z napisem „wyjazd”. I już pan ubrany w ładną żółtą kamizelkę jest przy mnie.
– Muszę Ci założyć blokadę.
– Daj spokój, nie wiedziałem, że to wyjazd. Gdzie tu mogę zaparkować?
– Tam… ale i tak Ci założę blokadę.
Jadę przez parking i widzę w lusterku, że gość mówił poważnie. Pozwoliłem więc mu ponosić ciężką blokadę, a potem – gdy był już blisko – odjechałem.

No bo jakie wyjście z absurdu. Uciekać.
Run Forest run…