Pojawiam
się na spotkaniu kapłańskim. (Przepraszam, jednak muszę przytoczyć pewne
wspomnienie).
-
A ten ksiądz to misjonarz.
-
Aha aha To gdzie ksiądz pracuje?
-
Pracowałem, w Zambii.
-
(cisza) A teraz gdzie?
-
Teraz Jamajka.
-
Ooo Jamajka (wykrzykuje ksiądz numer 1)
-
Słońce Jamajki (wykrzykuje ksiądz numer 2)
-
Takie samo słońce jak w Zambii, komentuje z poważną miną.
-
To gdzie jest Jamajka (pyta ksiądz numer 1)
-
Czemu ksiądz krzyczy „Ooo Jamajka” skoro ksiądz nie wie gdzie leży Jamajka,
pytam dalej ze stoickim spokojem.
-
Bo była taka piosenka …ooo Jamaica… (mówi ksiądz numer 2)
-
Taki hit z lat 80tych, mogłem już tylko dopowiedzieć cichym głosem.
Księża,
nie gniewajcie się. Podaję Was jako przykład powszechnej reakcji na słowo
JAMAJKA. To tak, jakby z Polską kojarzono tylko jedno, na przykład:
Zakopane
Zakopane, słońce góry i górale…
I
wyobraź sobie, że przyjeżdżasz do Zakopanego, a znajomi zabierają cię do siebie
na osiedle. Siedzicie na ławce pod blokiem, a o Rysach i Gubałówce możesz
poczytać w Internecie.
Jamajka-
bajeczne plaże, palmy, błękitna woda, reggae music- na pewno wszystko to można
tutaj znaleźć. Ja jednak tego nie widziałem (jeszcze). Widzę co innego. Po
dwóch tygodniach sam prowadziłem samochód przez Kingston-niby nic, ale parafianie
zdziwieni. Raz ktoś mi tłumaczył, że można skręcać jak jest zielona strzałka.
Wybuchłem wtedy śmiechem i powiedziałem: ty naprawdę myślisz, że jestem z
głębokiego buszu. Byłem u Sióstr od Matki Teresy i w ich domu opieki nad
starszymi, chorymi, pozbawionymi wszelkiej innej opieki ludźmi. Z misjonarzem
ze zgromadzenia „Misjonarze dla biednych” byłem u kilku rodzin w domu, w
słynnej dzielnicy Down Town… Zapewniam Was-to nie świat błękitnej wody i
kolacji przy świecach. Ale nie chcę pisać o biedzie. Przynajmniej nie teraz.
Opisując
kiedyś, że ksiądz Gabriel Biskup przyjechał do Zambii, by wybudować kaplicę
powiedziałem: „a mógł jechać na Jamajkę i pić drinka pod palmą”. Co
za proroctwo! Mam nadzieję, że kiedyś się spełni. Tymczasem ja muszę przetrzeć
szlak. A nie jest to łatwe.
Jestem
tu zupełnie OBCY. Owszem, ludzie są dla mnie przemili. Ale nie wiedzą o
mnie nic. Ma to swój urok; wspaniałe wyzwanie. Musisz zapracować na swoje Imię.
Zaczynasz prawie od zera. Mówię prawie, bo przecież niosę ze sobą swoje
doświadczenia. Tylko, że tego ludzie nie widzą. A zdarza się, że jak nic o
Tobie nie wiedzą, poza tym że Twój angielski jest słaby, to myślą że jesteś hmm
nie-do-rozwinięty.
Trafiłem
w dobre miejsce; jedna z największych parafii w stolicy. Ludzie dobrze
wykształceni; zaangażowani w Kościół, bardzo życzliwi. Witają mnie ciepłymi
słowami, uściskami. W niedzielę miałem pierwsze kazanie. Wydaje się, że refren
psalmu był przygotowany specjalnie pod moje pierwsze kazanie:
Przychodzę Panie, pełnić Twoją
wolę.
Opowiedziałem
co nieco o Polsce, o Zambii, o swoim powołaniu. Trzy razy brawo bili. Mój
miesiąc miodowy trwa.
Administratorem
parafii jest emerytowany Arcybiskup Kingston. Bardzo miły, inteligentny człowiek. Miałem nosa, żeby zabrać ze sobą garnitur
i kilka eleganckich koszul.
Mówiłem,
że chciałbym trafić w miejsce, gdzie ludzie będą przychodzić, rozmawiać. Dziś
wiem, że Pan Bóg słuchał cierpliwie a teraz powiedział: proszę, masz, tylko
żebyś nie narzekał. Jednego dnia przychodzi pewna pani, by mnie poznać. Pani
profesor z uniwersytetu w Nowym Jorku; obecnie z rocznym programem edukacyjnym
na Jamajce. Kolejnego dnia pytają, czy dołączyłbym do grupy, która chodzi do
więzienia-aby tam z ludźmi porozmawiać, wysłuchać, może wziąłbym gitarę, mówi
do mnie pani. Maciek Oset z gitarą w jamajskim więzieniu. Ale jak pani
opowiedziała mi kilka historii młodych ludzi, skazanych, to włos się jeży. Na
głowie. Poważna sprawa.
Po
niedzielnym kazaniu podchodzi do mnie pan i mówi, że znajomy chce motor sprzedać.
Jedziemy zobaczyć co to za maszyna. Wciąż nie mam żadnego samochodu, więc motor
by się przydał. Wprawdzie Biskup-mój proboszcz i rada parafialna śmieją się
kiedy mówię o motorze, ale i patrzą na mnie z przerażeniem i
mówią: Father nie pozwolimy ci, tu kierowcy są szaleni. Czuję, że mówią to z
wielką troską o mnie, ale kto mnie zna... widzicie ten błysk w moich oczach.
Młodzież
już się pyta, czy polecę z nimi w 2016 do Polski na Światowy Dzień Młodzieży.
Obok kościoła jest „katolicka” szkoła –proszą, bym Msze dla dzieci odprawiał.
Tu się po prostu dużo dzieje! Nie kłamał Arcybiskup pisząc do mnie w mailu, że potrzeba
ewangelizacji jest ogromna.
Zabrał
mnie Pan z zambijskiego buszu i posadził w jamajskim mieście.
Może
to tylko okres przejściowy, może za jakiś czas Biskup pośle mnie na inną
parafię. Here I am Lord, oto jestem Panie; przychodzę pełnić Twoją wolę.
Zatem
słońce Jamajki świeci - nad plażami, nad błękitną wodą i nad brudnym miastem również.
I nade mną, nawet kupiłem sobie czapkę - z Bobem Marleyem.
Wchodzę
w to życie. I czekam, co się dalej wydarzy.