
Sprawdziłem statystykę wypadków w Polsce w 2013 roku, w których udział mieli motocykliści: 2210 Dwa tysiące dwieście dziesięć. W 967 przypadkach, sprawcami byli motocykliści. Zginęły 253 osóby, 242 kierujących, 11 pasażerów. Rannych zostało 2075 osób.
Może jednak się okazać, że
bardziej niebezpieczne jest pojechać na misje i
siedzieć trzeci miesiąc na parafii w Kingston bez żadnego środka
transportu.
Mówiąc krótko: kupiłem motor. Nadałem mu imię: Song of Freedom. Pieśń wolności.
Mówiąc krótko: kupiłem motor. Nadałem mu imię: Song of Freedom. Pieśń wolności.
Wspominałem już o jednym
motorze, ale nie prezentował się zbyt dobrze. Muszę zapoznać Was z kilkoma
osobami, kluczowymi w tej historii. Sprzedawcą tegoż Suzuki jest Steven, a
zabrał mnie do niego parafianin, Andrew. Pojechaliśmy tam jego Land Cruiserem,
który sam wyremontował i wypieścił. Zostawiliśmy jednak motor bez komentarza.
Będąc w odwiedzinach w szpitalu u Scoota (już jest w domu, ma taki duży
kołnierz na szyi i nie chce sprzedać motoru) poznałem jego kolegów.
Przytłoczony miejskimi spalinami i duchotą na parafii naciskałem na Alana, by
znalazł mi jakiś motor. Okazało się że Kyle, który od lat jeździ na crossowym
motorze, jest także mechanikiem, ma jeden do sprzedania. Pojechałem,
zobaczyłem.
Na drugi dzień zabrałem Andrew, by posłuchał silnika i obejrzał
fachowym okiem. Znowu-odjechaliśmy bez komentarza. Ale zrobiliśmy burzę mózgów
i rozpatrując wszelkie za i przeciw zdecydowałem się na kupno wspomnianego Suzuki
DR 350. Rok produkcji 1993. Stary, ale jary. Steve jeździł nim tylko do pracy –
w Kingston. Pewnego dnia, jego żona widziała, jak ciężarówka zmiata na
skrzyżowaniu jakiegoś motocyklistę i wywarła na mężu taką presję, że w końcu
postawił maszynę pod drzewem i tak stała ponad rok, dopóki nie zjawił się
Maciek. Urwałem jedną trzecią ceny, zatem DR 350 kosztował mnie połowę tego, co
musiałbym dać Kylowi za Hondę XR 250! A nadmienię, że pieniądze jednak mają
znaczenie. Zwłaszcza, że większość myśli, że jak jestem na Jamajce, to mam
kasę. Ha ha, przypominam tylko, że nie zawsze jest prawdą to, co większość
myśli.
SONG OF FREEDOM. Zabraliśmy
bike spod drzewa i zaczęło się. Cały dzień z mechanikiem. Andrew ma w Down Town
swoje miejsce, gdzie reperuje samochody. Tam spędziliśmy pierwszy dzień.
Gość jednak nie dał rady. Na drugi dzień kolejny mechanik (ten sprawił, że da się jechać) i załatwianie dokumentów.
Andrew jest wspaniały. W Polsce miałbym problem z załatwieniem tych wszystkich
spraw, a on zabrał mnie wszędzie i wszystko wytłumaczył.
W ciągu jednego dnia
zarejestrowałem motor na moje nazwisko; załatwiłem prawo jazdy dla tych co się
niby uczą- na rok; ubezpieczenie, nowe tablice rejestracyjne. Wróciłem na plebanię
wieczorem , ale to był ważny dzień.
Następny dzień – kolejny mechanik.
Tam było wesoło. Podjechałem na motorze, otworzyli bramę, wszedłem… Siedzą
chłopaki, trawą pachnie, wśród nich jedna dziewczyna, jeden facet z dredami i
jeden rasta – zdjęcie słabe, ale noszę przy sobie tylko zwykły, mały telefon.
Dojechał Andrew, poznał mnie z mechanikiem Omarem i usiedliśmy na kilka godzin,
patrząc jak Omar sobie radzi. Chłopaki wystawili duże kolumny, z samochodu
zaparkowanego na środku włączyli muzykę. Muzyka, taka, że i ja ruszałem
rytmicznie głową. Chłopaki przyglądali się mojemu DR. Andrew powiedział mi, że
tylko bogate chłopaki takimi jeżdżą. Czyli ja? Ha ha. W takim miejscu, nigdy
nie wiesz kto pracuje, kto jest klientem, a kto tylko stoi i przygląda się,
albo uczy. Tak czy inaczej chłopaki palili jointy, pili drinki, ruszali
szyjami, ale Omar motor doprowadził do stanu używalności. Gość, którego
plastikowy kubek wciąż napełniał się nowym trunkiem wsiadł w pewnym momencie w
samochód, który grał dla nas muzykę i odjechał!
Muszę powiedzieć kilka słów o
Andrew.
Powiedział mi, że „sprzedaje” ten motocykl tylko dlatego, że to jestem
ja. Kogo innego nie zabrałby do Steva. Andrew miał wylew rok temu; wyszedł cało
choć ma mały problem z chodzeniem i o motorze musi raczej zapomnieć, a na pewno
takim, który trzeba odpalać „z kopniaka”. Mam wrażenie, że przelewa swoje
marzenia o motorze na mnie. A ja jestem mu za to wdzięczny. Andrzejowi oczy się
świecą jak odpalam silnik. Jechaliśmy razem prze miasto. On w samochodzie, za
mną, by mnie ochronić od szaleńców, którzy chcieliby na mnie podnieść rękę.
Andrzeja żona Suzzanne przychodzi na Mszę każdego dnia. Bardzo miła kobieta. Jest
trochę przerażona, ale rozumie. Poprosiłem o radę; powiedziała: father, jeśli
nie możesz być grzeczny, bądź ostrożny!
W ogóle to każdy wydaje się
być przerażony i każdy mówi mi że mam być ostrożny. Jedna babcia powiedziała:
musisz być odważny, że jeździsz po Kingston na motorze. Ktoś skomentował: jasne, że jest odważny, jest
z Polski. Ha ha dokładnie, niech nie myślą, że zamkną mnie w klatce i będą
karmić suchą karmą. Ksiądz z Polski sobie radzi! Ktoś mi powiedział, że chyba
jestem jednym księdzem na motorze. Ktoś inny szepnął: father, cieszę się że się
trochę wyrwiesz. Ktoś inny pewnie zgorszony…
Młodzież nie za bardzo
rozumie, że można z księdzem porozmawiać. Wpatrzeni są w świeckich diakonów. Ksiądz
to jakiś starszy facet, który stoi za ołtarzem. Powiem o tym w kolejnym
rozdziale. Patrzą, a ja wsiadam na motorek. Gdzie ksiądz jedzie?! Przejechać
się, tak dla zabawy. Szok! Ale kolejnego raz chłopak podchodzi i opowiada, że
jak już będzie miał 18 to też będzie jeździł. A tata niech mówi co chce…
Kyle już mnie zapytał czy
–skoro jestem księdzem- nadaje dzieciom chrześcijańskie imiona. Musiałem
dopytać o co mu chodzi. Powiedział, czy nadaje imiona chrześcijańskie, chrzest
czy coś takiego. Aha, chciałbyś ochrzcić dziecko. Pogadamy o tym, uśmiechnąłem
się.
Ktoś inny opowiada dlaczego
boi się jeździć. Jego ojciec jechał na motorze i zatrzymał go gość z bronią.
Chciał mu ukraść motor. A ten go pobił, zabrał broń i odjechał. Jak na razie czuję się dobrze jadąc przez
miasto. Zatrzymuję się na światłach, podjeżdża inny motocyklista i pyta czy
umiem jechać na jednym kole. Innym razem sprzęt mi zgasł, a jak silnik suzuki
jest gorący, to nie tak łatwo go zastartować. Stojąc w jamajskim słońcu, w
szpanerskim kasku na głowie robi się naprawdę gorąco po 2 minutach. Podjeżdża
motocyklista i pyta czy potrzebuję pomocy. Miłe, prawda?
Kiedy wahałem się i rozważałem
czy kupić ten motor, dostałem email od znajomej. Monika, napisała mi, że jej
tata właśnie kupił motor. I choć była przeciwna, by człowiek w wieku taty wsiadał
na motor, ale zrozumiała że się myli. Po tym mailu moje wątpliwości zostały
rozwiane. Przed wylotem z Polski sprzedałem deskę surfingową. Wydaje się, że w
Polsce powinno się jeździć na motorze, a na Jamajce uprawiać windsurfing. Ja
przylatując na Jamajkę zamieniłem windsurfing na motocykl.
Przez dwa tygodnie nabiegałem
się, by dziś móc jeździć na dwóch kółkach. Dziś śpiewam Redemption Song.











