Translate

niedziela, 19 stycznia 2014

Bogaty młodzieniec



Dokładnie 2 tygodnie temu, czyli 6 stycznia 2014 dotarłem na Jamajkę.
Przed wylotem byłem trochę chory, podróż była męcząca, zmiana czasu (6 godzin różnicy) –mógłbym powiedzieć, że to wszystko tak na mnie wpłynęło, że nic nie umiałem napisać, ale chyba prawda jest taka, że do tej pory nie umiałem się tu odnaleźć. Może uda mi się to opowiedzieć, ale po kolei…
Podróż. Wcześniej pożegnania – ciężkie te pożegnania. I nie ma tak, że człowiek się przyzwyczaja, bo przecież to nie pierwszy raz; ciężko rozstawać się z tymi których kochasz; z przyjaciółmi. W każdym bądź razie wsiadłem w samolot i doleciałem do Londynu. Musiałem zmienić lotnisko z Heathrow na Gatwick, musiałem więc przedostać się tam z całym bagażem. Dzięki British Airways mogłem wziąć 3 kawałki więc wyglądałem… nietypowo. Zabrałem z taśmy walizkę i czekałem dalej, sięgnąłem po gitarę i czekałem dalej. Ludzie patrzyli na mnie z boku, a ja jeszcze plecak zabrałem z taśmy. Do tego bagaż podręczny, laptop i aparat. Byłem pewien, że za chwilę ktoś mnie zatrzyma;  wyglądało, jakbym podróżował z rodziną. Nikt mnie jednak nie zatrzymał. Dostałem się do stacji autobusowej, bilet trzeba kupić w automacie. Z niepewnością czekałem co powie kierowca, bo każdy stał z walizką plus podręczny, a ja z całym wózkiem. Udało się jednak; ruszyliśmy. I wtedy dopiero poczułem, że JADĘ. Była północ. Pomyślałem-to jest szalone. Jadę przez Londyn, w środku nocy, mój dobytek to walizka, plecak i gitara (plus elektronika-misjonarze już nigdy nie będą wyglądać jak ci sprzed 100 lat), żadnego znajomego obok mnie, żadnego znajomego w miejscu do którego zmierzam. 

I wtedy poczułem radość kapłaństwa. 

Dotarłem na Gatwick; ucieszyłem się widząc  wygodne ławki. Mogłem się położyć i przespać i tak doczekałem poranka. Przed bramką do samolotu przypatrywałem się Jamajczykom. Panowała inna atmosfera niż wśród Zambijczyków. W samolocie jakiś chłopak od razu zamienił się w klauna. Choć miałem wrażenie, że coś z nim nie tak. Niestety nie rozumiałem co mówi i krzyczy i śpiewa. Jamajczycy mówią po angielsku. Pierwsza odmiana –perfekt angielski; druga – broken english, trzecia – Patwa, to już nie angielski, to miejscowy język. I w tym właśnie języku chłopak szalał. Momentami ludzie się śmiali, potem zaczęli go ignorować (podobnie i stewardesy, choć te obserwowały go bacznie), potem jakaś dziewczyna powiedziała mu –chyba- żeby się zamknął, bo bardzo się pokłócili, a potem… dolecieliśmy do Kingston.
Powiedziałem celnikom, że przybyłem w celach turystycznych (pomyślałem, że uniknę tłumaczenia gdzie, po co i że szybko przejdę przez bramki, jak wszyscy inni turyści). Kiedy zapytali na kiedy mam bilet powrotny zaczął się problem. Po dłuższej dyskusji pokazałem dokument, że dostałem zezwolenie na pracę. Wtedy się chyba wkurzyli. Zabrali mnie do oficera, rozmowa nie była zbyt miła; kazali mi czekać. Po godzinie oficer dał mi lekcję historii o Rosji i komunizmie i że Polska należała do reżimu i że dlatego muszę kupić wizę. Pogratulowałem mu, że zna historię, ale powiedziałem, że wizy nie kupię, bo Polacy nie potrzebują wizy i że jest pierwszym, który mówi inaczej. Chyba znowu go wkurzyłem, bo znowu kazał mi czekać. Po pół godzinie pomyślałem, że dam chłopakom zarobić to 20 dolarów, kupiłem wizę i wyszedłem na zewnątrz w objęcia jamajskiego ciepłego powietrza. Nie było już tłumów, więc od razu rozpoznałem polską twarz i vice versa. Polski ksiądz- Adam czekał na mnie cierpliwie. Pojechaliśmy do rezydencji Arcybiskupa Kingston, gdzie miałem spędzić pierwsze 3 dni. Arcybiskup powitał mnie serdecznie. Poznałem też amerykańskie małżeństwo; bardzo mili ludzie, przyjechali na Jamajkę jako… misjonarze, na 3 lata. Zasiedliśmy wszyscy do kolacji i tak zaczęła się moja misyjna praca na Wyspie.

















Nowe buty...




 


Haiti z lotu ptaka




 Kingston





Wstawiam też tekst; 
NIE JA TO NAPISAŁEM,
ale oddaje część moich uczuć w pierwszych dniach:

W obcym mieście wśród słoty wieczora
I deszczu, co się kłębił na czarnym asfalcie
Ujrzał jakiś młodzieniec w błysku reflektora
Twarz Wiecznego Przechodnia, co szedł w ciemnym palcie

Poznał Go jak w olśnieniu i zawołał: „Panie,
Nie opuszczaj mnie więcej, bom jak Ty wygnaniec
I jak Ty jestem życia dotknięty żałobą,
Więc użal się nade mną i pozwól iść z Tobą”

Rzekł Chrystus: „Oddaj najprzód wszystko co posiadasz.
A przyjdź” A na to człowiek wyszeptał ze łzami:
„ O Panie, Ewangelię którą opowiadasz
o młodzieńcu, co nie chciał się dzielić skarbami

Pamiętam. Ale moje odmienne są dzieje.
Nie mam nic do oddania i nic do dzielenia.
Straciłem dom, bliskich, kraj i nadzieję
I nie mam nic prócz wspomnień”

„Oddaj mi wspomnienia”

Człowiek chciał mówić jeszcze lecz milczał pobladły
Ważąc przez chwilę w sercu słów ciężar okrutny
Wreszcie opuścił głowę, ręce mu opadły...
I odszedł smutny.