Dokładnie 2 tygodnie temu,
czyli 6 stycznia 2014 dotarłem na Jamajkę.
Przed wylotem byłem trochę
chory, podróż była męcząca, zmiana czasu (6 godzin różnicy) –mógłbym
powiedzieć, że to wszystko tak na mnie wpłynęło, że nic nie umiałem napisać, ale
chyba prawda jest taka, że do tej pory nie umiałem się tu odnaleźć. Może uda mi
się to opowiedzieć, ale po kolei…
Podróż. Wcześniej pożegnania –
ciężkie te pożegnania. I nie ma tak, że człowiek się przyzwyczaja, bo przecież
to nie pierwszy raz; ciężko rozstawać się z tymi których kochasz; z
przyjaciółmi. W każdym bądź razie wsiadłem w samolot i doleciałem do Londynu.
Musiałem zmienić lotnisko z Heathrow na Gatwick, musiałem więc przedostać się
tam z całym bagażem. Dzięki British Airways mogłem wziąć 3 kawałki więc wyglądałem…
nietypowo. Zabrałem z taśmy walizkę i czekałem dalej, sięgnąłem po gitarę i
czekałem dalej. Ludzie patrzyli na mnie z boku, a ja jeszcze plecak zabrałem z
taśmy. Do tego bagaż podręczny, laptop i aparat. Byłem pewien, że za chwilę
ktoś mnie zatrzyma; wyglądało, jakbym
podróżował z rodziną. Nikt mnie jednak nie zatrzymał. Dostałem się do stacji
autobusowej, bilet trzeba kupić w automacie. Z niepewnością czekałem co powie
kierowca, bo każdy stał z walizką plus podręczny, a ja z całym wózkiem. Udało
się jednak; ruszyliśmy. I wtedy dopiero poczułem, że JADĘ. Była północ.
Pomyślałem-to jest szalone. Jadę przez Londyn, w środku nocy, mój dobytek to
walizka, plecak i gitara (plus elektronika-misjonarze już nigdy nie będą
wyglądać jak ci sprzed 100 lat), żadnego znajomego obok mnie, żadnego znajomego
w miejscu do którego zmierzam.
I wtedy poczułem radość
kapłaństwa.
Dotarłem na Gatwick;
ucieszyłem się widząc wygodne ławki.
Mogłem się położyć i przespać i tak doczekałem poranka. Przed bramką do samolotu
przypatrywałem się Jamajczykom. Panowała inna atmosfera niż wśród Zambijczyków.
W samolocie jakiś chłopak od razu zamienił się w klauna. Choć miałem wrażenie,
że coś z nim nie tak. Niestety nie rozumiałem co mówi i krzyczy i śpiewa.
Jamajczycy mówią po angielsku. Pierwsza odmiana –perfekt angielski; druga –
broken english, trzecia – Patwa, to już nie angielski, to miejscowy język. I w
tym właśnie języku chłopak szalał. Momentami ludzie się śmiali, potem zaczęli
go ignorować (podobnie i stewardesy, choć te obserwowały go bacznie), potem
jakaś dziewczyna powiedziała mu –chyba- żeby się zamknął, bo bardzo się
pokłócili, a potem… dolecieliśmy do Kingston.
Powiedziałem celnikom, że
przybyłem w celach turystycznych (pomyślałem, że uniknę tłumaczenia gdzie, po
co i że szybko przejdę przez bramki, jak wszyscy inni turyści). Kiedy zapytali
na kiedy mam bilet powrotny zaczął się problem. Po dłuższej dyskusji pokazałem
dokument, że dostałem zezwolenie na pracę. Wtedy się chyba wkurzyli. Zabrali
mnie do oficera, rozmowa nie była zbyt miła; kazali mi czekać. Po godzinie
oficer dał mi lekcję historii o Rosji i komunizmie i że Polska należała do
reżimu i że dlatego muszę kupić wizę. Pogratulowałem mu, że zna historię, ale
powiedziałem, że wizy nie kupię, bo Polacy nie potrzebują wizy i że jest
pierwszym, który mówi inaczej. Chyba znowu go wkurzyłem, bo znowu kazał mi
czekać. Po pół godzinie pomyślałem, że dam chłopakom zarobić to 20 dolarów,
kupiłem wizę i wyszedłem na zewnątrz w objęcia jamajskiego ciepłego powietrza.
Nie było już tłumów, więc od razu rozpoznałem polską twarz i vice versa. Polski
ksiądz- Adam czekał na mnie cierpliwie. Pojechaliśmy do rezydencji Arcybiskupa
Kingston, gdzie miałem spędzić pierwsze 3 dni. Arcybiskup powitał mnie
serdecznie. Poznałem też amerykańskie małżeństwo; bardzo mili ludzie,
przyjechali na Jamajkę jako… misjonarze, na 3 lata. Zasiedliśmy wszyscy do
kolacji i tak zaczęła się moja misyjna praca na Wyspie.
Nowe buty...
Haiti z lotu ptaka
Kingston
Wstawiam też tekst;
NIE JA TO NAPISAŁEM,
ale oddaje część moich uczuć w pierwszych dniach:
W obcym
mieście wśród słoty wieczora
I
deszczu, co się kłębił na czarnym asfalcie
Ujrzał
jakiś młodzieniec w błysku reflektora
Twarz
Wiecznego Przechodnia, co szedł w ciemnym palcie
Poznał Go
jak w olśnieniu i zawołał: „Panie,
Nie
opuszczaj mnie więcej, bom jak Ty wygnaniec
I jak Ty
jestem życia dotknięty żałobą,
Więc użal
się nade mną i pozwól iść z Tobą”
Rzekł
Chrystus: „Oddaj najprzód wszystko co posiadasz.
A
przyjdź” A na to człowiek wyszeptał ze łzami:
„ O
Panie, Ewangelię którą opowiadasz
o
młodzieńcu, co nie chciał się dzielić skarbami
Pamiętam.
Ale moje odmienne są dzieje.
Nie mam
nic do oddania i nic do dzielenia.
Straciłem
dom, bliskich, kraj i nadzieję
I nie mam
nic prócz wspomnień”
„Oddaj mi
wspomnienia”
Człowiek
chciał mówić jeszcze lecz milczał pobladły
Ważąc
przez chwilę w sercu słów ciężar okrutny
Wreszcie
opuścił głowę, ręce mu opadły...
I odszedł
smutny.