Translate

sobota, 25 stycznia 2014

Oto przychodzę, pełnić Twoją wolę.



Pojawiam się na spotkaniu kapłańskim. (Przepraszam, jednak muszę przytoczyć pewne wspomnienie).
- A ten ksiądz to misjonarz.
- Aha aha To gdzie ksiądz pracuje?
- Pracowałem, w Zambii.
- (cisza) A teraz gdzie?
- Teraz Jamajka.
- Ooo Jamajka (wykrzykuje ksiądz numer 1)
- Słońce Jamajki (wykrzykuje ksiądz numer 2)
- Takie samo słońce jak w Zambii, komentuje z poważną miną.
- To gdzie jest Jamajka (pyta ksiądz numer 1)
- Czemu ksiądz krzyczy „Ooo Jamajka” skoro ksiądz nie wie gdzie leży Jamajka, pytam dalej ze stoickim spokojem.
- Bo była taka piosenka …ooo Jamaica… (mówi ksiądz numer 2)
- Taki hit z lat 80tych, mogłem już tylko dopowiedzieć cichym głosem.

Księża, nie gniewajcie się. Podaję Was jako przykład powszechnej reakcji na słowo JAMAJKA. To tak, jakby z Polską kojarzono tylko jedno, na przykład:
Zakopane Zakopane, słońce góry i górale…
I wyobraź sobie, że przyjeżdżasz do Zakopanego, a znajomi zabierają cię do siebie na osiedle. Siedzicie na ławce pod blokiem, a o Rysach i Gubałówce możesz poczytać w Internecie.

Jamajka- bajeczne plaże, palmy, błękitna woda, reggae music- na pewno wszystko to można tutaj znaleźć. Ja jednak tego nie widziałem (jeszcze). Widzę co innego. Po dwóch tygodniach sam prowadziłem samochód przez Kingston-niby nic, ale parafianie zdziwieni. Raz ktoś mi tłumaczył, że można skręcać jak jest zielona strzałka. Wybuchłem wtedy śmiechem i powiedziałem: ty naprawdę myślisz, że jestem z głębokiego buszu. Byłem u Sióstr od Matki Teresy i w ich domu opieki nad starszymi, chorymi, pozbawionymi wszelkiej innej opieki ludźmi. Z misjonarzem ze zgromadzenia „Misjonarze dla biednych” byłem u kilku rodzin w domu, w słynnej dzielnicy Down Town… Zapewniam Was-to nie świat błękitnej wody i kolacji przy świecach. Ale nie chcę pisać o biedzie. Przynajmniej nie teraz.

Opisując kiedyś, że ksiądz Gabriel Biskup przyjechał do Zambii, by wybudować kaplicę powiedziałem: „a mógł jechać na Jamajkę i pić drinka pod palmą”. Co za proroctwo! Mam nadzieję, że kiedyś się spełni. Tymczasem ja muszę przetrzeć szlak. A nie jest to łatwe.

Jestem tu zupełnie OBCY. Owszem, ludzie są dla mnie przemili. Ale nie wiedzą o mnie nic. Ma to swój urok; wspaniałe wyzwanie. Musisz zapracować na swoje Imię. Zaczynasz prawie od zera. Mówię prawie, bo przecież niosę ze sobą swoje doświadczenia. Tylko, że tego ludzie nie widzą. A zdarza się, że jak nic o Tobie nie wiedzą, poza tym że Twój angielski jest słaby, to myślą że jesteś hmm nie-do-rozwinięty.  
Trafiłem w dobre miejsce; jedna z największych parafii w stolicy. Ludzie dobrze wykształceni; zaangażowani w Kościół, bardzo życzliwi. Witają mnie ciepłymi słowami, uściskami. W niedzielę miałem pierwsze kazanie. Wydaje się, że refren psalmu był przygotowany specjalnie pod moje pierwsze kazanie:
Przychodzę Panie, pełnić Twoją wolę.
Opowiedziałem co nieco o Polsce, o Zambii, o swoim powołaniu. Trzy razy brawo bili. Mój miesiąc miodowy trwa.
Administratorem parafii jest emerytowany Arcybiskup Kingston. Bardzo miły, inteligentny człowiek. Miałem nosa, żeby zabrać ze sobą garnitur i kilka eleganckich koszul.  
Mówiłem, że chciałbym trafić w miejsce, gdzie ludzie będą przychodzić, rozmawiać. Dziś wiem, że Pan Bóg słuchał cierpliwie a teraz powiedział: proszę, masz, tylko żebyś nie narzekał. Jednego dnia przychodzi pewna pani, by mnie poznać. Pani profesor z uniwersytetu w Nowym Jorku; obecnie z rocznym programem edukacyjnym na Jamajce. Kolejnego dnia pytają, czy dołączyłbym do grupy, która chodzi do więzienia-aby tam z ludźmi porozmawiać, wysłuchać, może wziąłbym gitarę, mówi do mnie pani. Maciek Oset z gitarą w jamajskim więzieniu. Ale jak pani opowiedziała mi kilka historii młodych ludzi, skazanych, to włos się jeży. Na głowie. Poważna sprawa.
Po niedzielnym kazaniu podchodzi do mnie pan i mówi, że znajomy chce motor sprzedać. Jedziemy zobaczyć co to za maszyna. Wciąż nie mam żadnego samochodu, więc motor by się przydał. Wprawdzie Biskup-mój proboszcz i rada parafialna śmieją się kiedy mówię o motorze, ale i patrzą na mnie z przerażeniem i mówią: Father nie pozwolimy ci, tu kierowcy są szaleni. Czuję, że mówią to z wielką troską o mnie, ale kto mnie zna... widzicie ten błysk w moich oczach.
Młodzież już się pyta, czy polecę z nimi w 2016 do Polski na Światowy Dzień Młodzieży. Obok kościoła jest „katolicka” szkoła –proszą, bym Msze dla dzieci odprawiał. Tu się po prostu dużo dzieje! Nie kłamał Arcybiskup pisząc do mnie w mailu, że potrzeba ewangelizacji jest ogromna.
Zabrał mnie Pan z zambijskiego buszu i posadził w jamajskim mieście.
Może to tylko okres przejściowy, może za jakiś czas Biskup pośle mnie na inną parafię. Here I am Lord, oto jestem Panie; przychodzę pełnić Twoją wolę.

Zatem słońce Jamajki świeci - nad plażami, nad błękitną wodą i nad brudnym miastem również. I nade mną, nawet kupiłem sobie czapkę - z Bobem Marleyem.
Wchodzę w to życie. I czekam, co się dalej wydarzy.