Chodzi
wokół plebanii kogut. Teren duży, bo kościół duży i plebania i szkoła
i
przedszkole i kuchnia dla ubogich i miejsce pochówku dla tych, co wybrali
kremację. Wszystko ogrodzone płotem, przy wjeździe strażnik i przy wyjeździe.
Każdego dnia ludzie przychodzą na spotkania, a to grupa mężczyzn, a to kobiet;
rozważanie Pisma św., katecheza, młodzież –to wszystko wieczorami. Od 8 rano
natomiast do 17 biura parafialne tętnią życiem. Pośród tych wszystkich ludzi,
spotkań, samochodów chodzi kogut. Pytałem jednego ze strażników kogo to kogut.
Zaśmiał się i powiedział, że przyszedł pewnie od sąsiadów. I nikt nie myśli, by
rosół ugotować? -pytam. Znowu śmiech słyszę; on już jest jak domowa maskotka.
To jak długo on tu już jest, drążę temat. Już tak około roku.
A
kogut, jak to kogut, pieje. I nic z tym nie mogę zrobić. Pisałem kiedyś, że jak
dostałem w Mpanshy koguta, a ten piał za moim oknem w nocy, to mieliśmy rosół
następnego dnia.
Tu,
nie mogę z tym nic zrobić…