Kolejne wspomnienia
No to się zaczęło.
Mpanshya
Zadzwonił
do mnie wikariusz generalny i powiedział: „ biskup zdecydował, że przejdziesz
do Mpanshy za tydzień. W Lusace będzie kto inny, dopóki nie wróci Fr. Wojciech,
a ty jedź.”
Skończyły
się zatem lekcje nianya. Szkoda, bo znaleźliśmy z nauczycielem wspólny język.
No, może to jeszcze nie njanya, ale szło w tym kierunku.
Dwa
miesiące to zbyt krótki czas, by pisać jakie jest życie w Lusace. Wydaje mi
się, że ludzie są trochę inni niż w buszu. Może się mylę, ale mam wrażenie, że
życie w buszu jest prostsze. Oczywiście, nie tak wygodne. Ale ludzie, którzy
nigdy nie mieli w domu prądu nie muszą biegać za pieniędzmi, by ten prąd
opłacić. Oczywiście ktoś może zapytać „to uważasz, że lepiej było nie wychodzić
z jaskini? Postęp i ogólnie pojęty rozwój jest zły?” Bynajmniej. Postęp jest
dobry. I potrzebny. Tylko że można dać się złapać w pułapkę. Myślisz, że radość
życia uzależniona jest od tego co i ile posiadasz. Dlatego robisz wszystko, by
zdobyć pieniądze. Ktoś chodzi przez cały dzień w prażącym słońcu miedzy
samochodami, by sprzedać ładowarkę do telefonu. Ktoś inny przebija się przez
tłum ludzi z taczką wypełnioną bananami. Widzisz ludzi ładnie ubranych; widzisz
piękne samochody i zaczynasz myśleć, że jeśli coś ukradniesz to nie takie
wielkie zło. Pyta mnie dziewczyna, która chce być siostrą zakonną i już kończy
postulat: „czy to prawda, że jak się weźmie coś człowiekowi, który jest bogaty
to nie grzech?”
Jezus
mówi o ubóstwie. Ubóstwo jest piękne. Ale nie bieda. Bo ubóstwo to nie bieda.
Pierwsze otwiera drogę do bycia wolnym i radosnym; drugie może prowadzić do
zła. Ubóstwo nie popchnie cię do oszustwa. Ubóstwo nie popchnie cię do
prostytucji.
Chciałbym
umieć być ubogi. Ale nie biedny. Wydaje się, że byłbym szczęśliwszy, gdybym miał
np. nowy samochód. Bardziej szczęśliwy bo nie musiałbym wydawać tyle pieniędzy
na reperacje i nie miałbym tylu zmartwień. Ale też nie miałbym takich pięknych
skojarzeń…
Leszek
powiedział, że samochody należące do misji są stare. Hmm, powiem więcej: są bardzo
stare.
Spakowałem
zatem swoje rzeczy i wsiadłem do samochodu. Samochodu, którym dane jest mi
teraz jeździć. I od razu poczułem się jak na starym okręcie. Kręcę kierownicą i
słyszę jak kapitan woła: „prawy foka szot wybieraj” I ciągną chłopaki za grube
liny. Zanim jednak żagiel wypełni się wiatrem i statek popłynie to kabestan
jęczy, siłuje się z liną. Wszystko trzeszczyi masz wrażenie, że zaraz cały
statek rozpadnie się na kawałki. Ręce żeglarza są twarde, nie puszczają liny.
Serce również ma uparte. Nie złamie go ta straszna, ale zarazem piękna muzyka.
I tylko dzięki temu statek płynie. Ja też kierownicy nie puściłem. I dojechałem
do Mpanshy. Nie ma prądu. Jest generator. I jeszcze drugi silnik, by pompować
wodę. Pomyślałem, że dopóki nie rozpakuję rzeczy (a pewnie trochę to potrwa, bo
musze swój pokój doprowadzić do stanu używalności) to nie będzie jak ćwiczyć.
Ale widzę, że uruchomianie tych silników zastępuje siłownię.
Misja
ma swój klimat. Wielu księży pracowało na to wszystko. Tylko że czasy świetności
tego domu minęły. Mam nadzieje, że nie bezpowrotnie…