No dobrze, koniec smutków.
Wspomnę tylko, że znowu musiałem zostawić samochód w rękach pana mechanika - Paula.
A muszę o tym wspomnieć, by przejść do kolejnego rozdziału.
Wspomnę tylko, że znowu musiałem zostawić samochód w rękach pana mechanika - Paula.
A muszę o tym wspomnieć, by przejść do kolejnego rozdziału.
- Kiedy Siostra jedzie do Lusaki? W
poniedziałek? Świetnie! Zabierze mnie Siostra? Świetnie! Na Siostry to można
liczyć!
Siostra Józefa,
Zgromadzenie Sióstr św. Karola Boromeusza
Siostry prowadzą w naszej wiosce
szpital. Szpital na wysokim poziomie! Na chwilę obecną mamy wiec w Mpanshy na
składzie 6 aniołów.
S. Józefa, w Zambii od 1989
S. Sabina, w Zambii od 1971 (sam się dziwię, że jeszcze nie mam żadnego wywiadu)
S. Waleria, pierwsze zambijskie powołanie Boromeuszek!
S. Martha
S. Anita
S. Angelika
S. Sabina, w Zambii od 1971 (sam się dziwię, że jeszcze nie mam żadnego wywiadu)
S. Waleria, pierwsze zambijskie powołanie Boromeuszek!
S. Martha
S. Anita
S. Angelika
Dwie ostatnie „kończą szkoły” w
Lusce i wrócą do Mpanshy za kilka miesięcy. Ale pojawiają się tu czasmi, jak
np. na Święta.
Są jeszcze dwa raczkujące
anioły. Chciałyby dołączyć do składu, ale potrzeba czasu, by zobaczyć czy
wyrastają im skrzydła… Zatem jeszcze nie postulantki, ale kandydatki:
Mindoza i Angela.
Mówiąc o siostrach nie mogę nie wspomnieć
o Gosi, bo – na swój sposób – należy do tej wspólnoty. Nie jest wprawdzie
siostrą, ale też jest aniołem. A poza tym – jest pielęgniarką.
Siostry prowadzą szpital,
pomagają dzieciom poprzez program „adopcji na odlegość” , zajmują się sierotami
i wspierają wszelkie inne akcje…
Nie jesteśmy sąsiadami; dom
sióstr (dom Gosi także) znajduje się po drugiej stronie wioski. Ale dzięki temu
nie przeszkadzamy sobie i trzeba przyznać, że współpraca układa się nam – jak
dotychczas – bardzo dobrze. Oczywiście „po drugiej stronie wioski” nie oznacza,
że trzeba tę drogę pokonywać samochodem…wystarczy spacerkiem…pięć minut.
W zasadzie to ciężko powiedzieć
o afrykańskiej wiosce, że ma początek i koniec. Jest jakieś centrum, a wokoło
busz, w którym co trochę można zobaczyć kolejny domek.
Zatem widoczny początek Mpanshy
to szkoła, potem kościół, potem kilkanaście sklepików jeden obok drugiego, a po
drugiej stronie drogi kilkanaście kobiet z pomidorami i zieleniną. A potem
widoczny koniec wioski – szpital. Można tę kolejność odwrócić, zależy jaką
drogą jedziesz.
Wrócmy jednak do Siostry Józefy.
- Więc Siostro, o której wyjeżdzamy…to przyjdę wcześniej
odprawić dla was Mszę…
Co, o 5.30??? No dobrze, przyjdę o 5. (Żeby nie przyznać czego nie robi się dla samochodu, powiem „czego nie robi się dla sióstr”)
Co, o 5.30??? No dobrze, przyjdę o 5. (Żeby nie przyznać czego nie robi się dla samochodu, powiem „czego nie robi się dla sióstr”)
Od
kilku miesięcy funkcjonuje też w Mpanshy szkoła dla pielęgniarek. A że S.
Józefa ma dobre serce, to zgodziła się zabrać do Lusaki kilka dziewczyn.
Hmm, miło się ta podróż
zapowiada…
Ale dziewczyny albo takie
nieśmiałe, albo…nie wiem co…w każdym bądź razie rozmowa się nam nie kleiła. Po
pewnym czasie postanowiłem uciec w świat muzyki. Miałem MP3 a w niej jakiś
skoczny hip hop, czy rap rap. I to wprawiło mnie w wyśmienity humor! Siedzę
między Afrykańczykami, plecak przy nodze, słuchawki w uszach, widok zza
przyciemnanej szyby samochodu przesuwa się leniwie…scena jak z filmu. Zacząłem
myśleć jakby to było podróżować tak przez całą Afrykę. Może kiedyś…wszystko się
może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń…
Dojechaliśmy do Lusaki.
Wyłączyłem muzę.
Dziewczyny stały się bardziej rozmowne.
Siostra Józefa zaprosiła mnie na Wigilię.
Wyłączyłem muzę.
Dziewczyny stały się bardziej rozmowne.
Siostra Józefa zaprosiła mnie na Wigilię.
I pożegnaliśmy się, każdy
podążając za swoim biznesem.