Translate

środa, 2 września 2015

Kukuryku

Powoli kończę wspomnienia...



Obudził mnie o 4.15 rano. Wydzierał się przez godzinę, tuż pod moim oknem.

Kukuryku, kogut którego dostałem w jednej z kaplic

Po dziesięciu minutach zrozumiałem, że on chce dziś umrzeć.
Po kilku godzinach miałem go na talerzu.

Kukuryku.

Wspomiałem już o organizacjach pomagających Afryce. Trzy lata pracownicy jednej z nich (nie mylić słowa pracownik organizaji i wolontariusz!) korzystali z dobroci księdza i mieli wodę za darmo. Organizacja kupiła solar system i wydawałoby się, że już nie trzeba będzie wlewać diesla do silnika, ale pracownicy organizacji odcięli połączenie z plebanią. Pompa u księdza się zepsuła, za oknem 40 C w cieniu i wody w domu nie ma. A oni podlewają sobie ogródek.

Kukuryku.

Każda kaplica ma swój zarząd. Prezes, sekretarz, skarbnik… W jednym miejscu ludzie mówią mi, że ich prezes nic nie robi. Powiedzieli mu, żeby zrezygnował. A on na to, że jak go wyrzucą, to ich pozabija.

Kukuryku.

W innym miejscu ktoś został wybrany sekretarzem, a on chce być skarbnikiem.

Kukuryku.

Kilka kobiet z dziecmi prosi, bym zabrał je na pakę i zawiózł do szpitala. Przyjdziemy jutro popracować w ogrodzie, zapewniają. Ok, wsiadajcie. Oczywiście żadna z nich nie spełnia obietnicy. Jadę do tej kaplicy za miesiąc i znowu proszą o transport. Chciałbym wam pomóc, mówię, ale to wy nie chcecie. Same obiecałyście przyjść i pomóc mi w ogrodzie i żadna z was nie przyszła.
Drogi Czytelniku – jaką dałbyś radę? Bo ludzie mówią im: widzicie, mogłyście nic nie obiecywać, tylko poprosić Fathera o transport i dzisiaj też by was zabrał.

Kukuryku.

Father przyjechał do was trzy razy. Daliście mu pieniądze, które wystarczyły na diesel za jeden kurs. Kto więc zapłacił za dwa pozostałe?
No… my.

Kukuryku.

Przyjeżdzam do kaplicy w piątek po południu. Chór ćwiczy pieśni. Grupa dziewczynek – stelki, przygotowują taniec. Jest ich ponad piętnaście, tańczą bardzo ładnie. Następnego dnia rano Msza św. Tańczą tylko cztery i ciągle się mylą…

Kukuryku.

Chińczycy, którzy wyrastają w Zambii jak grzyby po deszczu, zabili dwóch Zambijczyków i zranili trzynastu. Bo czarni się zbuntowali i chcieli większe zarobki…

Kukuryku.

Rok temu ktoś ofiarował mi projektor multimedialny. Przywiozłem z urlopu piękne filmy przyrodnicze. Montuję kino, wołam dzieciaki. Wpatrują się w polarnego niedźwiedzia z otwartymi buziami. Okrzykami dopingują lwa, który goni antylopę. A może to antylopę dopingują, by uciekała. Mniejsza o to; ktoś przy kościele uderzył w bębny. Chór zaczyna próbę. Jak myślicie, co zwycięży… pieśń śpiewana po raz 1056, czy niesamowity film o dzikich zwierzętach puszczany na dużym ekranie?
Hmm…

Kukuryku.

Sześć miesięcy temu ekonom diecezji obiecał, że naprawią zepsutego Land Rovera. Kolejna niespełniona obietnica… Z uśmiechem wrzucam biskupowi hasło, że jeżdżę do kaplic w buszu na rowerze, ale jest strasznie gorąco. A on mi daje radę, żebym startował o 6 rano, potem żebym zrobił przerwę i dojechał do kaplicy po południu; bo w taki sposób ludzie pracują na polu.

Kukuryku.

A propos samochodu. Udało mi się jakiś zorganizować. Inaczej chyba bym już tu umarł…
Ludzie nie pytają, czy go kupiłem. Pytają, czy go dostałem. Odpowiadam: pożyczyłem.
Koledzy misjonarze patrzą na mnie i raczej nie pytają, a jak już któryś zapyta, to odpowiadam…
Kukuryku.

W Lusace, w urzędzie czekam 20 min przed okienkiem, żeby zapłacić podatek za kucharkę. Nie to, żeby była kolejka, po prostu kobieta przegląda teraz jakieś papiery. Przede mną tylko jedna dziewczyna. Pyta, jak mam na imię. Pyta, kim jestem. Mówię, że jestem księdzem.
A ona mówi, że jest zakonnicą, tylko nie założyła dziś welonu.

Kukuryku

Zpowiedzi przedślubne. Jeśli ktoś ma coś przeciwko… Przychodzi kobieta; father, ten gość zrobił dziecko mojej córce, podaliśmy go do sądu, zobowiązał się płacić jej za szkołę i nic nie zapłacił. Może teraz wziąć ślub w kościele?

Kukuryku.

Drugi kogut.
Drugi raz pobudka o 4 rano.
Drugi dobry obiad.

Kukuryku.

Babcia sprzedała pole i połowę pieniędzy chce ofiarować na odnowienie kaplicy. Father, ale czy my możemy wziąć te pieniądze? Bo to jakiś zły duch jej podpowiedział, żeby sprzedała to pole i ofiarowała pieniądze na naszą kaplicę.

Kuku… no pewnie, lepiej znaleźć sponsorów z Europy… ryku.

W czasie urlopu postanowiłem znaleźć czas na naukę miejscowego języka; czas dla siebie…
Minęły ponad dwa miesiące od przylotu i co?

Kukuryku.

Poszedłem na wycieczkę wgóry. Super sprawa; żadnych szlaków, żadnych ludzi. Ale pawian mnie pogonił. Szczekał jak pies. Miałem stracha.
Jakiś facet też chodził po górach, z psami. Pewnego dnia psy wróciły, on nie. Znaleźli go po trzech dniach… żywego… tylko że cały pogryziony. Nawet nie pamięta, co to było za zwierzę; na pewno nie za wielkie. Leży od miesiąca w szpitalu… zaczął szczekać… Brzmi śmiesznie, ale bynajmniej nie wygląda…

Czy nie ma jakiejś wolnej misji nad jeziorem?
Kukuryku...
Może być Majorka…
Dosyć mam Afryki.
Kukuryku Kukuryku

No dobrze, już mi lepiej. Opiszę wyprawy rowerowe w busz…