Do muzeum Boba Marleya pojechałem z klasami 6. W busiku poczułem się jak za dawnych lat, na koloniach z dziećmi. Opowiadałem dzieciom jak jadłem krokodyla; dziewczynki łapały moją dłoń dziwiąc się jaka miękka ta biała skóra, a chłopcy sprawdzali jakie twarde bicepsy. Rozmawialiśmy o sporcie i muzyce; bardziej oni opowiadali, bo cóż może 38latek powiedzieć 11latkom o muzyce. Po powrocie spakowałem się i pojechałem do nowej parafii.
Jak
dobrze było choć przez chwilę poczuć się dzieckiem.