W
ubiegłym tygodniu, od poniedziałku do piątku mieliśmy kapłańskie rekolekcje.
Zjechali się prawie wszyscy księża diecezjalni z Kingston. Było nas około 20, w
tym prawie połowa to misjonarze. Przez cały tydzień był z nami biskup
ordynariusz oraz biskup emeryt. Do tej pory pisałem o jednym biskupie emerycie,
tym z którym byłem w parafii Piotra i Pawła. Dziś wkracza w jamajskie historie
drugi biskup emeryt. Co ciekawe, teraz z nim będę na parafii, z tym, że role są
odwrotne. Do tej pory ja pomagałem biskupowi, a teraz biskup będzie pomagał
mnie. Obecny, ma swoje mieszkanie –choć w obrębie plebanii; przychodzi na
obiady, a potem idzie cieszyć się życiem na emeryturze. Pomaga prowadzić księgi
parafialne, odprawić Mszę. Cieszę się!
Przyjechał
biały; do tego przyjechał z zimnej Polski poprzez afrykański busz, posiedział z
jednym biskupem 5 miesięcy i dostał parafię w centrum miasta, z drugim
biskupem. Co za historia.
Wracając
do rekolekcji. Nie spodziewałem się, że będą takie dobre. Zrobili eksperyment i
nie wystawili jednego rekolekcjonisty, tylko każdego dnia inny ksiądz prowadził
nauki. Postarali się chłopaki; dzielili się przykładami życia i muszę przyznać,
że podobały mi się te rekolekcje.
Oczywiście,
że człowiek trochę taki sam, jak czarna owca w stadzie. Zauważyłem, że
miejscowi nie rozmawiają za bardzo z księżmi spoza Wyspy. Mamy 2 Filipińczyków,
3 Afrykańczyków, 2 z USA, 2 z Indii i Polaka. Patrząc na tych, co są tu już
długo długo, ale nie są Jamajczykami zrozumiałem, że nigdy Jamajczykami się nie
staną. I nie ma nad tym co płakać, lub za dużo myśleć tylko przyjąć za fakt.
Próbowałem wyobrazić sobie księdza Jamajczyka w polskim domu rekolekcyjnym
Święta Puszcza, wśród polskiego duchowieństwa. To byłaby dopiero czarna owca.
(Uwaga: kto mówi po angielsku i czyta ten blog przy użyciu tłumacza może mieć
problem z idiomem „czarna owca”. Nie brać tego proszę w duchu segregacji
rasowej.)
Może
się mylę, ale ksiądz z Afryki czy Jamajki czy skądkolwiek w zderzeniu z polską
rzeczywistością chyba nie dałby rady. My chyba jesteśmy silniejsi w zderzeniu i
przetrwaniu w innej kulturze.
Ale,
żeby to nie brzmiało, że nie rozmawiałem z kolegami! Żarty żartami, tydzień był
dobry!
Wróciliśmy
do Kingston. Wczoraj miałem spotkanie z młodzieżą. Powitali mnie miło, było
powitalne ciasto i gra w koszykówkę. Zapowiada się super. A dziś odprawiałem
pierwszą Mszę. (15 czerwca 2014)
Do
tej pory jeszcze się nie rozpakowałem; w pokojach jest średnio 35 stopni
Celsjusza; jutro mam Mszę o 6 rano i po całym dniu przełamywania pierwszych
lodów jestem zmęczony. Wrażenia z pierwszej niedzieli na mojej jamajskiej
parafii opiszę zatem wkrótce.
Stay
with me – bądźcie ze mną.
Amen
Amen Alleluja