Raz w miesiącu mam spotkanie z zarządem parafii. Pani
przewodnicząca poprosiła jednego z obecnych panów, by rozpoczął modlitwą. Na
koniec poprosiła jedną z obecnych pań, by spotkanie zakończyła. Pani się modli:
Boże Ojcze Matko… A ja się pytam, co ja tu robię?
Od dwóch miesięcy, odkąd jestem na tej parafii, było kilka
pogrzebów. Albo prowadził je ksiądz z innej parafii, albo poprzedni proboszcz. W
tym systemie nie chodzi o żadne pieniądze, to nie Polska. Od tej strony wszystko mi jedno, ile pogrzebów i kto je prowadzi. Ja swoją miskę ryżu dostanę. I nic
ponad to. Ale pytam się, co ja tu robię?
Recepcjonista odbiera telefony. Sekretarka ustawia wszelkie
sprawy. Pracownik otwiera i zamyka kościół i dom. Nawet rybki w akwarium
karmią. Co ja tu robię?
Mogę jechać do chorych lub starszych, gdzie zabierają mnie
inne starsze osoby. Zapinam pasy bezpieczeństwa, bo naprawdę boję się z nimi
jechać, a oni mnie pytają, czy mam już prawo jazdy. Kiedy mówię, że mam, to
przestrzegają mnie przed niebezpiecznymi jamajskimi kierowcami. Obiecałem
sobie, że następnym razem powiem babciom, że ja poprowadzę, bo przecież jamajscy
kierowcy są nieobliczalni. Najlepsze jest małżeństwo, które przychodzi codziennie
na Mszę. Kochani ludzie, naprawdę. Ona 95, on 98 lat. Ledwo idą, ale wsiadają
do samochodu, ona kieruje. Ciekawe, czy zapinają pasy. Tylu tych niebezpiecznych
kierowców.
Msze mam o 6 rano. Kończę o 6.30. A słońce zachodzi o 6
wieczorem. Msze mam codziennie. Oprócz środy i czwartku, i soboty. Więc
znalazłem dom starców i jeżdżę tam w środy. W czwartki do Sióstr w Down Town.
Poprzedni ksiądz jest świetnym administratorem, naprawdę. Parafię ułożył tak, że wszystko się kręci, wszystko ludzie mogą bez księdza poprowadzić. Często
“był w terenie”, więc system działa. Ważne ze w biuletynie parafialnym było jego
słowo na niedzielę. A cały biuletyn też opracowują świeccy. I ogłoszenia robią.
I ja się pytam: co ja tu robię?
Komunie św. rozdaję razem z szafarzami świeckimi. Potem
stawiam puszkę na ołtarzu i oni wszystko gdzieś wynoszą. Mam nadzieję, że do puryfikacji.
Ostatnio jak byłem z Mszą u Sióstr, poznałem ojca jednej z
dziewczynek. Bo dzieci też przychodzą na
te Msze. Fajny gość; nie wiem, co się stało z matką, ale on sam wychowuje dwie
córki. I zawsze przyprowadza jedną na Mszę. A ona jest taka grzeczna! Lubię tę
dziewczynkę, naprawdę. Zagadałem więc z gościem. Dzień dobry – dzień dobry.
Widzę, że ubrany w strój roboczy, więc pytam, co robi. Pracuje na budowie,
odpowiada i pyta mnie: a ty co robisz? Księdzem jestem. Ale co robisz?
Uśmiechnąłem się do siebie samego. Wiesz, księdzem jestem, Msze odprawiam,
kazania mówię, ludzie przychodzą z różnymi sprawami i problemami. Ale – pan nie daje za wygraną – czy poza tym gdzieś pracujesz. Hahaha, nie. Aha…. A on był taki
w tym pytaniu naturalny i grzeczny!
Umówiłem się
niedawno z jednym nauczycielem na kawę. Uczy w szkole, a w niedziele pastorem
jest. Nie wiem, w jakim kościele. Tutaj kościół przy kościele, naprawdę. Albo
jakieś rudery, które nazywają kościołem. Z pastorami podobnie. Zgodziliśmy się, że dobrą szkołę mają pastorzy katoliccy, anglikanie i Baptist Church. Reszta
to chłopaki, którzy mówią, że mają dar od Boga. On sam zaczął głosić kazania, gdy
miał szesnaście lat. I ludzie się dziwili, skąd ma taką mądrość. Ale nie o tym
chciałem pisać. Tu trzeba być, żeby poczuć, co to znaczy żyć w kraju, gdzie
katolicyzm jest mniejszością. Ba – mniejszością. W niektórych częściach wyspy stanowi
1%; ogólnie mówi się że 4. Do tego inne kościoły atakują katolicki. Nie lubią
naszego kadzidła – mówią, że to czary. Wyśmiewają kult świętych i Matki Bożej.
Ale o tym też nie chciałem dziś pisać. Tutaj jest absolutną normą, że pastor ma
rodzinę, pracę, a w niedzielę zakłada garnitur, krawat i białe skarpetki i mówi
ludziom, co Bóg mu objawił. Tylko katoliccy księża są dziwni. Po pierwsze, nie
mają żony. Ogólnie mówi się, że jesteśmy gejami. Nie – to nie w tym klimacie
polskiej nagonki. To jest Jamajka – słońce, plaża i sex. A księża sami. Dziwne. Dziwni
jacyś. Po drugie, nie pracują. Każdy pastor ma zajęcie. Tylko pastorzy katoliccy
(nawet nie mówi się na nas priest – ksiądz, ale pastor) nic nie robią.
Oczywiście, że to nieprawda. Każdy katolicki ksiądz jest zapracowany. Tylko ja
się pytam: co ja tu robię.
Ps. Wielu rodziców na Jamajce mówi: co? mój syn na księdza?
Nie… niech zza granicy przyjeżdżają.
I ja się pytam: co ja tu jeszcze robię?