Translate

wtorek, 19 sierpnia 2014

Coś dobrego



To, że ostatnio trochę ponarzekałem, nie znaczy, że nie widzę, co dobrego jest na Jamajce. Muszę sprostować tych, którzy zaczęli myśleć, że wpadam w ton narzekających “starych babek”. I nie chodzi o starsze kobiety, tylko “stare babki” (które czasem mają po 30 lat, odprowadzają dzieci do przedszkola i zaczynają pogaduszki… Please, nieprawda?)
Po prostu stawiam pytania. Nie pytam, czy chcę być księdzem. To jasne. Pytam, jakim chcę być księdzem. Pytam, jakim ty chcesz księdzem. Pytam, jak postrzegasz księdza. Pytam: co z twoim życiem. Po raz kolejny wracają teksty z Dnia Świra, np. ten wiersz na końcu. Czy nie zasklepiłeś wylotów ku światu jak termit… jakoś tak to szło.
Dzięki za ten komentarz: (…) w tym co piszesz nie ma żadnego pretensjonalizmu; żadnej niemiłej sugestii. (…) Co robi ksiądz: odprawia Msze, uczy, odwiedza chorych, chodzi do więzienia, spowiada, słucha ludzi, pracuje w kancelarii, zarządza parafią itd. Wiem, że to wszystko wiesz. Pytasz więc “co ja tu robię”. To pytanie ma szersze znaczenie: “czy ja się tu spełniam?”. Bo można robić różne rzeczy, ale trzeba czuć się na miejscu. Mieć plany i marzenia. Jeśli tego brakuje, to trzeba umieć zmienić bieg rzeczy.



Zatem: co dobrego na Jamajce. Może być znowu chaotycznie, ale to już pierwsza dobra rzecz. Czy wszystko musi być tak poukładane jak w Europie? Nawet śmieci segregujemy. W życiu trzeba się trochę wyluzować (odsyłam do "Chłopaki nie płaczą").
W seminarium można było dostać drugi tydzień dyżuru – kara, bo stanąłeś nie po tej stronie ołtarza. Co za głupota. Ach ci ceremoniarze. Na Jamajce (podobnie jak w Zambii) uczę się, że można się modlić, a nie defilować w kościele. Oczywiście, że kocham piękno Liturgii. Ostatnio tłumaczyłem młodzieży, dlaczego się klęka przed Najświętszym Sakramentem! Tłumaczyłem o co chodzi w Adoracji Najświętszego Sakramentu. Sami poprosili, byśmy zrobili taką Adorację i było… pięknie. Wstawię zdjęcie o kim mówię.

Bardzo fajni ludzie.

Teraz trochę o muzyce. Poprzedni ksiądz w Piotrze i Pawle jedną z pierwszych rzeczy, które zmienił, to chór. Tak jak się płaci organiście, tak powiedział radzie parafialnej, że trzeba znaleźć pieniądze i ściągnąć muzyków. Perkusja, trąbki, dobry organista. I tak ściągnął ludzi do kościoła. Wrzucam czasem na you tuba fragmenty Mszy z Polski. OMG, czyli OH MY GOD czyli O MÓJ BOŻE. Ktoś mi wytłumaczył pewną rzecz – na Jamajce ludzie nie rozumieją Liturgii. Zatem, struktura Mszy św. ich nie fascynuje. Więc co? Muzyka. Jeśli chór jest dobry i muzyka ich porusza, mogą poczuć ducha. Jeśli muzyka jest kiepska, nic już ludzi nie przytrzyma w katolickim kościele. Przypominam, że konkurencja jest duża. W Polsce konkurencji nie ma. Hmm, niestety? Tutaj nawet na pogrzebie zakłada się białe ornaty, nie fioletowe, i śpiewa się o Niebieskim Jeruzalem. A nie o ciemnej mogile.  Aha – a my w Polsce tak dobrze rozumiemy Liturgię?
Dalej – poczucie, że Kościół to Wspólnota. Na Jamajce, na końcu Mszy prosi się tych, którzy przyszli do naszej parafii pierwszy raz, żeby wstali. Otrzymują brawo i pieśń w stylu: witamy cię, alleluja. Bardzo dba się o to, by ktoś, kto jest pierwszy raz, chciał tu wrócić. W Zambii tego nie rozumiałem. Złościłem się, że witają nawet tych, co przyjechali do szpitala odwiedzić chorego i jutro wyjadą. Tu to zrozumiałem. Tu liczy się każdy człowiek. Może czasem to sztuczne, fakt. Ale miłe. Bardzo miłe, jeśli po Mszy parafianie albo ksiądz podejdą do takiej nowej osoby i zagają rozmowę. Następnie woła się do ołtarza tych, którzy w danym tygodniu obchodzą urodziny. Ksiądz ich błogosławi. A po nich tych, któzy obchodzą rocznicę małżeństwa. Następnie tych, którzy wyjeżdżają. Oczywiście tutaj mówi się, gdzie będą lecieć. Bo gdzie mogą Jamajczycy wyjeżdżać. Tylko do AMERYKI. Teraz czepiam się zawężonego umysłu na temat świata. Oczywiście, przecież mogą jeszcze lecieć do Kanady lub Anglii. Długo to wszystko trwa, ale ludzie to lubią. I coś, czego nie cierpiałem oglądając amerykańskie filmy – księdza w drzwiach kościoła z przyklejonym uśmiechem, podającym rękę ludziom. Chyba narażę się Amerykanom, ale nie... jeszcze nie zmieniam zdania na temat ich przyklejonego uśmiechu. Nawet widzę dużo dobrych rzeczy w czekaniu na ludzi przed kościołem. Niektórzy nawet nie chcą podejść i podać ręki, i rozumiem ich doskonale. Przychodzą na Mszę i odchodzą. Nie ma sentymentów. Może i tak samo bym robił. Niektórzy chcą tylko powiedzieć: hello Father. Niektórzy chcą zażartować. Niektórzy czekają i chcą porozmawiać. 


Tyle na dziś dobrych rzeczy. Będzie więcej.