Jest przykładem człowieka, na
którego mogę liczyć, nie licząc jednocześnie, ile będzie mnie kosztować jego
pomoc. Może w ten sposób toruje sobie drogę do nieba, bo do kościoła zbyt
często nie chodzi. Natomiast kiedy tylko poproszę, przychodzi reperować samochód.
Mr.
Mulenga
-
Mwashibukeni, dzień dobry panie Mulenga.
-
Mwashibukeni mukwai.
Dalej padają standardowe pytania:
-
Jak się masz dzisiejszego poranka? Jak miewa się twoja
żona?
I wreszcie:
-
Czy możesz przyjść, bo olej wycieka z samochodu?
-
Będę za godzinę, father.
I jest.
Nie można dziś
pracować na misjach bez samochodu. Pewnego dnia pojechaliśmy razem do Lusaki po
części. Nie dało się kupić tych kilku specyficznych śrubek w Kabwe i musieliśmy
pojechać do najbliższego sklepu, który znajduje się 200 km od Mukonchi.
W stolicy
Zambii, zjeżdżając z Cairo Road, głównej drogi, wjeżdżasz w świat tysiąca
sklepików, kramów i ulicznych sprzedawców.
Wjechaliśmy na
ulicę, na której błoto mieszało się z niezliczoną ilością pustych plastikowych
butelek.
-
Poczekaj father, pójdę poszukać części.
Czekałem w samochodzie dwie
godziny. Nie mogłem uciec przed gorącem, mogłem jedynie kupić zimny napój od
chłopaka czy dziewczyny, niosących na głowie całą zgrzewkę Coca-Coli lub
afrykańskiego soczku Cabana.
Ktoś oferuje ci dywaniki do
samochodu, ktoś inny krawat, jeszcze ktoś kolekcję filmów z chińskimi napisami.
Wokoło ani jednego białego. Te dwie przecznice od centrum miasta to inny świat.
Świat, którego turyści nie widzą. Świat, w którym zapewne sam nie kupiłbym
tego, co potrzebuję. A nawet gdybym znalazł, musiałbym zapłacić pięciokrotną
wartość rzeczywistej ceny. Ale Mr. Mulenga znalazł. Możemy wracać.
Opowiadając
o misjach, zastanawiam się, kto chce słuchać o kolejnej przebitej oponie, o
kolejnym wytartym łożysku. Proszę o pieniądze, by tu żyć, by odbudować walącą
się kaplicę, by zorganizować coś dla dzieci i młodzieży. Kogo poruszy historia
maszyny, którą czas i afrykańskie drogi bezlitośnie chcą zniszczyć? Zastanawiam
się, jak żyli misjonarze, którzy przybyli tu „na początku”. Ile kilometrów
mogli przejść? Ilu ludzi spotkać? Jak organizowali pracę? Dziś naprawdę praca
na misjach bez samochodu staje się niemożliwa. Cóż, taki mamy świat.